Zasada jest prosta.
Nigdy nie okłamuj kogoś, kto ci ufa.
Nigdy nie ufaj komuś, kto cię okłamał.
AMANDA
Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy zobaczyłam śpiącego Gregora obok siebie. Nie chciałam go budzić, dlatego po cichu wstałam z łóżka. Zeszłam na dół. Zaczęłam przygotowywać śniadanie. Przerwał mi dźwięk telefonu. Spojrzałam na ekran.
Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy zobaczyłam śpiącego Gregora obok siebie. Nie chciałam go budzić, dlatego po cichu wstałam z łóżka. Zeszłam na dół. Zaczęłam przygotowywać śniadanie. Przerwał mi dźwięk telefonu. Spojrzałam na ekran.
EMILIA
Zadzwonisz?
Wykręciłam numer do blondynki. Tak dawno z nią nie rozmawiałam, Po wypadku zamknęła się w sobie i rzadko dzwoniła.
- Cześć - uśmiechnęłam się ciepło.
- Hej, co słychać?
- To ty mi powiedz. Jak się czujesz? - zapytałam, nadal z uśmiechem na twarzy.
- Dzwonię do ciebie w konkretnej sprawie, mam prośbę.
- Mów.
- Wiesz, że cię kocham. Dlatego, też się martwię i myślę, że dobrze by było gdybyś przyjechała do mnie...
- Chwila, chwila, co? - przerwałam jej. Nie rozumiałam o czym ona mówi.
- Wiem doskonale, że nie masz jak najlepszych kontaktów z rodzicami, ale myślę, że powinnaś przyjechać i z nimi szczerze porozmawiać.
- Ostatnio mówiłaś, żebym z nimi porozmawiała, kiedy będę gotowa - przypomniałam.
- Tak, ale wolę, żebyś zrobiła to teraz. Myślę, że kobieta, która to zrobiła... - wiedziałam co miała na myśli. Dalej nie mogła się po tym pozbierać. A ja musiałam jej pomóc. - Chciała zrobić to tobie, po prostu się pomyliła... Ty miałaś być na moim miejscu, rozumiesz?
Przełknęłam z trudem ślinę, nie odezwałam się ani słowem. Nie miałam wrogów, ale Emilia tym bardziej nie. Może kiedyś popadłam w jakiś nałóg, i to właśnie przez moich rodziców, ale trwało to krótki okres mojego życia, skończyłam z tym.
- Proszę, przemyśl to...
- Jasne - powiedziałam szeptem i nacisnęłam czerwony przycisk.
Wyjrzałam przez okno, padał deszcz. Pogoda doskonale odzwierciedlała mój obecny nastrój. Tak właśnie się czułam od kilku minut. Aby zapomnieć o rozmowie z blondynką zajęłam się śniadaniem, którego nie skończyłam. Po chwili usłyszałam hałas dochodzący z góry. Gregor własnie wstał. Pojawił się w kuchni w samych bokserkach, przeciągnął się ziewając i podrapał się po niedbale ułożonych włosach. Niestety nie udało mi się ukryć mojego nastroju.
- Co jest? - pojawił się przy moim boku i mocno przytulił.
- Emilia dzwoniła, chce żebym pojechała do rodziców.
- To chyba dobrze nie?
- Nic nie rozumiesz...
- A jak mam coś zrozumieć, jak nigdy mi o nich nie opowiadałaś?!
- Oh... Usiądź - wskazałam na miejsce przy stole.
Podałam mu talerz z jajecznicą i ponownie wyjrzałam przez okno. Deszcz rozmazywał sylwetki ludzi za szkłem. Wyprostowałam się i wzięłam głęboki oddech.
- Kilka miesięcy temu przed osiemnastymi urodzinami, dowiedziałam się, że zostałam adoptowana, a moja matka mnie porzuciła. Całe osiemnaście lat żyłam w kłamstwie. A dobrze wiesz, że ja nie lubię kłamstwa.
- Kiedyś Emilia mi o tym mówiła... - spuścił głowę w dół.
- I tak zaczęło się branie, to trwało do czasu kiedy znalazłeś mnie w klubie...
- Nie wiedziałem, że tak bardzo to odczułaś, ale mimo to myślę, że powinnaś z nimi porozmawiać.
- Ja też tak myślę - powiedziałam zdecydowanie.
Pobiegłam na górę do pokoju, potykając się o własne nogi, a Gregor tylko się śmiał. Zaczęłam pakować swoje rzeczy. Napisałam, jeszcze Emilii, że jednak ją odwiedzę. Oczywiście nie powiedziałam Gregorowi o jej podejrzeniach. Nawet nie wiadomo czy były prawdziwe. Chociaż kto normalny przychodzi do obcego domu i zaczyna bić ciężarną kobitę?! Odstawiłam złe myśli gdzieś na bok i zakończyłam pakowanie. Zniosłam jeszcze walizkę na dół i udałam się do salonu gdzie siedział skoczek.
- Pożegnasz się ze mną? - zapytałam.
- O już jedziesz? - wstał energicznie z kanapy i podszedł do mnie. - Myślałem, że spędzimy dzisiaj ze sobą jeszcze trochę czasu - uniósł brwi do góry.
- Widzisz jaka jest pogoda... Zaraz się z ciemni, a ja nie lubię jeździć po ciemku.
- No dobrze - skoczek złożył gorący pocałunek na moich ustach.
A ja głupia chciałam więcej. Odwzajemniłam pocałunek, a moje ręce powędrowały na jego nagi tors. Zamruczał teatralnie i ułożył dłonie na moich biodrach. Musiałam przerwać tą chwilę, spojrzał na mnie z grymasem na twarzy. Uśmiechnęłam się i chciałam już odejść kiedy złapał mnie za rękę i pocałował w czoło.
- Uważaj na siebie i jedz ostrożnie - powiedział z troską.
Wtuliłam się w niego, jak mała dziewczynka i chwyciłam za walizkę. Wyszłam z domu zakładając puchowy kaptur. Włożyłam walizkę do bagażnika i usiadłam wygodnie na swoim miejscu. Spojrzałam jeszcze w lusterko i poprawiłam usta czerwoną pomadką. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam z miejsca. Trasę z Innsbrucka do Wiednia opanowała mgła. Deszcz coraz bardziej dawał się we znaki. Powoli zaczęło się ściemniać, a przede mną jeszcze dwieście kilometrów.
Nagle usłyszałam jakiś hałas. Ściszyłam grające radio, a mój samochód zaczął zwalniać. Zatrzymałam się, musiałam sprawdzić co jest nie tak. Wyszłam z samochodu, było chyba z minus dziesięć stopni. Spojrzałam na oponę, gdzie właśnie leżał problem. Powietrze kompletnie uleciało. Złapałam się za głowę i kompletnie nie wiedziałam co robić. Weszłam do samochodu, do jakiejś stacji miałam z piętnaście kilometrów, a przed sobą same lasy. Dlaczego nie miałam ze sobą jakieś dodatkowej opony?! W sumie to i tak by mi nic nie dało skoro nie umiem jej zakładać. Siedziałam tak przez jakieś dziesięć minut zastanawiając się co robić, aż nagle zadzwonił mój telefon.
- Halo?
- Cześć, gdzie jesteś?
- W jakimś lesie...Mam problem.
- Co jaki?
- Zeszło mi powietrze i teraz nie wiem co robić - powiedziałam, już całkiem załamana.
- Może powiem twojemu tacie, żeby przyjechał?
- Nie, nie - zaprotestowałam.
- To co zrobisz?
- Nie wiem, może ktoś będzie jechał.
- Przestań! Ile kilometrów przed Wiedniem jesteś?
- Około dwustu.
- Powiem mu jednak.
- Nie, naprawdę.
- I całą noc tam spędzisz? Zaraz wyjedzie. Po prostu czekaj i się nie ruszaj, jasne?
- No dobra - powiedziałam i się rozłączyłam.
Teraz już naprawdę było ciemno. Zauważyłam za sobą światło, spojrzałam w boczne lusterko. Ktoś zatrzymał się zaraz za moim samochodem. Mam uciekać? Gdyby chociaż było jasno... Usłyszałam pukanie w szybę. Spojrzałam w tamtą stronę. Nawet nie wiecie jaką poczułam ulgę widząc uśmiechniętą twarz za szybą. Wyszłam szybko z samochodu.
- Michael! Jesteś moją ostatnią nadzieją - uścisnęłam go tak mocno, że ledwo co zdołał złapać oddech.
- Co ty tu robisz?! - zapytał zdziwiony.
- Jadę do Wiednia. Znaczy jechałam - poprawiłam się. - A ty?
- Jadę do Linz. Co się stało?
- Nie wiem jakim cudem, zeszło powietrze z koła.
Skoczek ukucnął przy samochodzie. Obejrzał dokładnie oponę.
- Wygląda na przebitą - stwierdził po chwili.
- Przebitą?! Ja nic nie przebijałam.
- Wiesz co, zadzwonię do kolegi, który ma warsztat w Salzburgu i zabierze stąd twój samochód, a ja zabiorę cię do Wiednia, co ty na to?
- Nie będę cię tak obciążać - powiedziałam.
- Przestań tylko wsiadaj.
Posłusznie wykonałam polecenie. Wyciągnęłam telefon i napisałam Emilii, że sobie poradzę i już jadę. Michael natomiast zadzwonił do swojego kolegi.
- Naprawdę nie wiem jak ci się odwdzięczę - uśmiechnęłam się.
- Nie musisz. Ciesz się, że się zatrzymałem.
- Chyba bym tam umarła.
Hayboeck tylko się zaśmiał. Resztę trasy przejechaliśmy w ciszy. Do Wiednia dojechaliśmy na jedenastą w nocy. Skoczek podwiózł mnie pod samo mieszkanie Emilii. Za co byłam mu ogromnie wdzięczna. Pożegnałam się i weszłam do mieszkania, gdzie czekała na mnie blondynka.
- Boże, nareszcie! - krzyknęła. - Martwiłam się.
- Mówiłam ci żebyś się nie denerwowała, bo szkodzisz dziecku.
- Z kim przyjechałaś? - zapytała.
- Michael Hayboeck - uśmiechnęłam się.
- Michi?! Dlaczego mnie nie odwiedził?
- Powiedział, że jest późno i nie chciał robić kłopotu.
- Eh.. No dobra, mam nadzieję, że go niedługo zobaczę. Siadaj i jedz.
- Nie musiałaś...
- Nie gadaj już tyle.
Zjadałam swoją kolację i dałam znać Schlierenzauerowi, że dotarłam na miejsce. Nie napisałam mu wcześniej, że miałam kłopoty, nie chciałam go denerwować. Pewnie by od razu wyskoczył i pojechał po mnie..
- Rodzice przyjdą jutro na obiad - powiedziała.
A ja tylko kiwnęłam głową.
- To tam masz łazienkę, a obok twój pokój. Czuj się jak u siebie - uśmiechnęła się. - A ja już idę spać. Dobranoc - puściła mi oczko i skierowała się do swojego pokoju.
Również byłam bardzo zmęczona, dlatego szybko się umyłam i weszłam pod ciepłą kołdrę. Szybko zasnęłam, myśląc o jutrzejszym spotkaniu.
__________________________________________
Mam nadzieję, że was nie zanudziłam :')
Życzę wam WESOŁYCH ŚWIĄT! :)