piątek, 25 marca 2016

Rozdział 19

Zasada jest prosta.
Nigdy nie okłamuj kogoś, kto ci ufa.
Nigdy nie ufaj komuś, kto cię okłamał.
AMANDA
Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy zobaczyłam śpiącego Gregora obok siebie. Nie chciałam go budzić, dlatego po cichu wstałam z łóżka. Zeszłam na dół. Zaczęłam przygotowywać śniadanie. Przerwał mi dźwięk telefonu. Spojrzałam na ekran. 
EMILIA 
Zadzwonisz? 
Wykręciłam numer do blondynki. Tak dawno z nią nie rozmawiałam, Po wypadku zamknęła się w sobie i rzadko dzwoniła. 
- Cześć - uśmiechnęłam się ciepło. 
- Hej, co słychać? 
- To ty mi powiedz. Jak się czujesz? - zapytałam, nadal z uśmiechem na twarzy. 
- Dzwonię do ciebie w konkretnej sprawie, mam prośbę. 
- Mów. 
- Wiesz, że cię kocham. Dlatego, też się martwię i myślę, że dobrze by było gdybyś przyjechała do mnie... 
- Chwila, chwila, co? - przerwałam jej. Nie rozumiałam o czym ona mówi. 
- Wiem doskonale, że nie masz jak najlepszych kontaktów z rodzicami, ale myślę, że powinnaś przyjechać i z nimi szczerze porozmawiać. 
- Ostatnio mówiłaś, żebym z nimi porozmawiała, kiedy będę gotowa - przypomniałam. 
- Tak, ale wolę, żebyś zrobiła to teraz. Myślę, że kobieta, która to zrobiła... - wiedziałam co miała na myśli. Dalej nie mogła się po tym pozbierać. A ja musiałam jej pomóc. - Chciała zrobić to tobie, po prostu się pomyliła... Ty miałaś być na moim miejscu, rozumiesz? 
Przełknęłam z trudem ślinę, nie odezwałam się ani słowem. Nie miałam wrogów, ale Emilia tym bardziej nie. Może kiedyś popadłam w jakiś nałóg, i to właśnie przez moich rodziców, ale trwało to  krótki okres mojego życia, skończyłam z tym. 
- Proszę, przemyśl to... 
- Jasne - powiedziałam szeptem i nacisnęłam czerwony przycisk. 
Wyjrzałam przez okno, padał deszcz. Pogoda doskonale odzwierciedlała mój obecny nastrój. Tak właśnie się czułam od kilku minut. Aby zapomnieć o rozmowie z blondynką zajęłam się śniadaniem, którego nie skończyłam. Po chwili usłyszałam hałas dochodzący z góry. Gregor własnie wstał. Pojawił się w kuchni w samych bokserkach, przeciągnął się ziewając i podrapał się po niedbale ułożonych włosach. Niestety nie udało mi się ukryć mojego nastroju. 
- Co jest? - pojawił się przy moim boku i mocno przytulił. 
- Emilia dzwoniła, chce żebym pojechała do rodziców. 
- To chyba dobrze nie? 
- Nic nie rozumiesz... 
- A jak mam coś zrozumieć, jak nigdy mi o nich nie opowiadałaś?! 
- Oh... Usiądź - wskazałam na miejsce przy stole. 
Podałam mu talerz z jajecznicą i ponownie wyjrzałam przez okno. Deszcz rozmazywał sylwetki ludzi za szkłem. Wyprostowałam się i wzięłam głęboki oddech. 
- Kilka miesięcy temu przed osiemnastymi urodzinami, dowiedziałam się, że zostałam adoptowana, a moja matka mnie porzuciła. Całe osiemnaście lat żyłam w kłamstwie. A dobrze wiesz, że ja nie lubię kłamstwa. 
- Kiedyś Emilia mi o tym mówiła... - spuścił głowę w dół. 
- I tak zaczęło się branie, to trwało do czasu kiedy znalazłeś mnie w klubie... 
- Nie wiedziałem, że tak bardzo to odczułaś, ale mimo to myślę, że powinnaś z nimi porozmawiać. 
- Ja też tak myślę - powiedziałam zdecydowanie. 
Pobiegłam na górę do pokoju, potykając się o własne nogi, a Gregor tylko się śmiał. Zaczęłam pakować swoje rzeczy. Napisałam, jeszcze Emilii, że jednak ją odwiedzę. Oczywiście nie powiedziałam Gregorowi o jej podejrzeniach. Nawet nie wiadomo czy były prawdziwe. Chociaż kto normalny przychodzi do obcego domu i zaczyna bić ciężarną kobitę?! Odstawiłam złe myśli gdzieś na bok i zakończyłam pakowanie. Zniosłam jeszcze walizkę na dół i udałam się do salonu gdzie siedział skoczek. 
- Pożegnasz się ze mną? - zapytałam. 
- O już jedziesz? - wstał energicznie z kanapy i podszedł do mnie. - Myślałem, że spędzimy dzisiaj ze sobą jeszcze trochę czasu - uniósł brwi do góry. 
- Widzisz jaka jest pogoda... Zaraz się z ciemni, a ja nie lubię jeździć po ciemku.
- No dobrze - skoczek złożył gorący pocałunek na moich ustach. 
A ja głupia chciałam więcej. Odwzajemniłam pocałunek, a moje ręce powędrowały na jego nagi tors. Zamruczał teatralnie i ułożył dłonie na moich biodrach. Musiałam przerwać tą chwilę, spojrzał na mnie z grymasem na twarzy. Uśmiechnęłam się i chciałam już odejść kiedy złapał mnie za rękę i pocałował w czoło. 
- Uważaj na siebie i jedz ostrożnie - powiedział z troską. 
Wtuliłam się w niego, jak mała dziewczynka i chwyciłam za walizkę. Wyszłam z domu zakładając puchowy kaptur. Włożyłam walizkę do bagażnika i usiadłam wygodnie na swoim miejscu. Spojrzałam jeszcze w lusterko i poprawiłam usta czerwoną pomadką. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam z miejsca. Trasę z Innsbrucka do Wiednia opanowała mgła. Deszcz coraz bardziej dawał się we znaki. Powoli zaczęło się ściemniać, a przede mną jeszcze dwieście kilometrów. 
Nagle usłyszałam jakiś hałas. Ściszyłam grające radio, a mój samochód zaczął zwalniać. Zatrzymałam się, musiałam sprawdzić co jest nie tak. Wyszłam z samochodu, było chyba z minus dziesięć stopni. Spojrzałam na oponę, gdzie właśnie leżał problem. Powietrze kompletnie uleciało. Złapałam się za głowę i kompletnie nie wiedziałam co robić. Weszłam do samochodu, do jakiejś stacji miałam z piętnaście kilometrów, a przed sobą same lasy. Dlaczego nie miałam ze sobą jakieś dodatkowej opony?! W sumie to i tak by mi nic nie dało skoro nie umiem jej zakładać. Siedziałam tak przez jakieś dziesięć minut zastanawiając się co robić, aż nagle zadzwonił mój telefon. 
- Halo? 
- Cześć, gdzie jesteś? 
- W jakimś lesie...Mam problem. 
- Co jaki? 
- Zeszło mi powietrze i teraz nie wiem co robić - powiedziałam, już całkiem załamana. 
- Może powiem twojemu tacie, żeby przyjechał? 
- Nie, nie - zaprotestowałam.
- To co zrobisz? 
- Nie wiem, może ktoś będzie jechał. 
- Przestań! Ile kilometrów przed Wiedniem jesteś? 
- Około dwustu.
- Powiem mu jednak. 
- Nie, naprawdę. 
- I całą noc tam spędzisz? Zaraz wyjedzie. Po prostu czekaj i się nie ruszaj, jasne? 
- No dobra - powiedziałam i się rozłączyłam. 
Teraz już naprawdę było ciemno. Zauważyłam za sobą światło, spojrzałam w boczne lusterko. Ktoś zatrzymał się zaraz za moim samochodem. Mam uciekać? Gdyby chociaż było jasno... Usłyszałam pukanie w szybę. Spojrzałam w tamtą stronę. Nawet nie wiecie jaką poczułam ulgę widząc uśmiechniętą twarz za szybą. Wyszłam szybko z samochodu. 
- Michael! Jesteś moją ostatnią nadzieją - uścisnęłam go tak mocno, że ledwo co zdołał złapać oddech. 
- Co ty tu robisz?! - zapytał zdziwiony. 
- Jadę do Wiednia. Znaczy jechałam - poprawiłam się. - A ty? 
- Jadę do Linz. Co się stało? 
- Nie wiem jakim cudem, zeszło powietrze z koła. 
Skoczek ukucnął przy samochodzie. Obejrzał dokładnie oponę.
- Wygląda na przebitą - stwierdził po chwili. 
- Przebitą?! Ja nic nie przebijałam. 
- Wiesz co, zadzwonię do kolegi, który ma warsztat w Salzburgu i zabierze stąd twój samochód, a ja zabiorę cię do Wiednia, co ty na to? 
- Nie będę cię tak obciążać - powiedziałam. 
- Przestań tylko wsiadaj. 
Posłusznie wykonałam polecenie. Wyciągnęłam telefon i napisałam Emilii, że sobie poradzę i już jadę. Michael natomiast zadzwonił do swojego kolegi.
- Naprawdę nie wiem jak ci się odwdzięczę - uśmiechnęłam się. 
- Nie musisz. Ciesz się, że się zatrzymałem. 
- Chyba bym tam umarła. 
Hayboeck tylko się zaśmiał. Resztę trasy przejechaliśmy w ciszy. Do Wiednia dojechaliśmy na jedenastą w nocy. Skoczek podwiózł mnie pod samo mieszkanie Emilii. Za co byłam mu ogromnie wdzięczna. Pożegnałam się i weszłam do mieszkania, gdzie czekała na mnie blondynka. 
- Boże, nareszcie! - krzyknęła. - Martwiłam się. 
- Mówiłam ci żebyś się nie denerwowała, bo szkodzisz dziecku. 
- Z kim przyjechałaś? - zapytała. 
- Michael Hayboeck - uśmiechnęłam się. 
- Michi?! Dlaczego mnie nie odwiedził? 
- Powiedział, że jest późno i nie chciał robić kłopotu. 
- Eh.. No dobra, mam nadzieję, że go niedługo zobaczę. Siadaj i jedz. 
- Nie musiałaś... 
- Nie gadaj już tyle. 
Zjadałam swoją kolację i dałam znać Schlierenzauerowi, że dotarłam na miejsce. Nie napisałam mu wcześniej, że miałam kłopoty, nie chciałam go denerwować. Pewnie by od razu wyskoczył i pojechał po mnie.. 
- Rodzice przyjdą jutro na obiad - powiedziała. 
A ja tylko kiwnęłam głową. 
- To tam masz łazienkę, a obok twój pokój. Czuj się jak u siebie - uśmiechnęła się. - A ja już idę spać. Dobranoc - puściła mi oczko i skierowała się do swojego pokoju. 
Również byłam bardzo zmęczona, dlatego szybko się umyłam i weszłam pod ciepłą kołdrę. Szybko zasnęłam, myśląc o jutrzejszym spotkaniu. 
__________________________________________
Mam nadzieję, że was nie zanudziłam :') 
Życzę wam WESOŁYCH ŚWIĄT! :) 



CZYTASZ + KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ 


piątek, 4 marca 2016

Rozdział 18

"Czasami krótkie chwile znaczą więcej niż połowa życia"

AMANDA 
Mijały dni, Emilia wyszła ze szpitala, jednak musiała wrócić do domu. Bałam się o nią. Śledztwo policji nie dawało skutków. Dalej nie znaleziono sprawcy. Przyjęłam pracę dla Austriackich skoczków, Gregor nie był zadowolony, ale musiał zaakceptować moją decyzję. Najgorsze było to, że mięliśmy coraz mniej czasu dla siebie. On rehabilitacja, ja praca. Czekałam tylko na moment kiedy będziemy mogli być ciągle razem. Kiedy Gregor wróci do skoków. Czekałam też na to kiedy w końcu będziemy mogli spędzić ze sobą cały dzień. Dziś miał taki nadejść.
Wstałam wcześnie rano i udałam się na śniadanie. W restauracji panował spokój, wszyscy byli zmęczeni wczorajszym "balowaniem", no w końcu Kraft stanął na podium. Nawet sam Kuttin narzekał na ból głowy. A ja? Ja byłam tak podekscytowana tym, że w końcu zobaczę się z ukochanym, że potrafiłam się bawić i bez alkoholu. Możesz być z siebie dumna Amando! Tak jestem. Uśmiechnęłam się sama do siebie i powędrowałam w stronę stolika gdzie siedział sztab. Przywitałam się ze wszystkimi i zaczęłam jeść swoją porcję. Spojrzałam na zegarek, cztery godziny do odlotu. Już nie mogłam usiedzieć na miejscu. Ta świadomość, że ujrzę dzisiaj Gregora...
Po kilku minutowym śniadaniu i czasu na spakowanie się, ruszyliśmy w stronę lotniska. Musieliśmy czekać jeszcze dwie godziny na samolot, ciągle przebierałam nogami. A mój towarzysz nie umilał mi czasu.
- Hej, siku ci się chce? - zapytał. - Tam są toalety - wskazał palcem.
- Nie, Kraft - warknęłam.
- To co jest?
- Zimno mi i chcę być już w domu.
- Oj kochana, musisz się przyzwyczaić.
Przewróciłam oczami.
- Jak kocha to poczeka - powiedział Hayboeck i usiadł obok mnie.
Nie miałam zamiaru mu nawet odpowiadać. Między nami nie było ostatnio za dobrze.
- Ej słuchaj, Amanda. Nie chcę stawać pomiędzy tobą i Gregorem. Wiem, że to co się stało na imprezie nie powinno się zdarzyć. Ty jesteś moją przyjaciółką, a Gregor przyjacielem i uwierz mi nie chcę was stracić.
- Wiem, Michael. Ale ja potrzebuje czasu i Gregor tak samo - uśmiechnęłam się blado. - Ale cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.
- Ej Hayboeck weź skocz mi po batona! - krzyknął Heinz.
- Widzisz? Znowu jestem chłopcem na posyłki - zwrócił się do mnie i wstał. Zaśmiałam się cicho i powróciłam do czytania czasopisma. Niestety nie na długo. Tym razem obok mnie znalazł się trener.
- I jak ci się u nas podoba? Wytrzymujesz jakoś? - zapytał.
- Tak, jest dobrze - zaśmiałam się.
- To dopiero początek. Na razie cię oszczędzają - uśmiechnął się chytrze.
- Czyli będzie jeszcze gorzej?
- Jak ze Schlierenzauerem wytrzymujesz, to i z nimi wytrzymasz - zaśmiał się. - A właśnie, co tam u niego?
- Rehabilitacja i od czerwca chce wznowić treningi.
- To słyszałem, a coś więcej?
- Nie wiem... - w tym właśnie momencie, zadałam sobie sprawę, że nic o nim nie wiem.

Dolecieliśmy do Innsbrucka. Od razu co zobaczyłam po otworzeniu oczu, to pasmo zaśnieżonych gór. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Kraft pomógł mi z walizką i wszyscy udaliśmy się w stronę wyjścia z lotniska. W oddali dostrzegłam mojego ukochanego. Gregor stał z bukietem czerwonych róż. Szczerze? Nie spodziewałam się tego po nim. Nigdy nie był taki romantyczny. Uśmiechnęłam się do niego i rzuciłam na szyję. Prawie przewróciłam tego chuderlaka. Nie moja wina. Mógł więcej jeść! Chłopaki zaczęli się z nas śmiać. Szatyn przywitał się z każdym po kolei i oboje udaliśmy się do samochodu. Zdałam mu relację z wyjazdu i odtworzyłam rozmowę z Michaelem. Widziałam w jego oczach, jak bardzo chce się z nim pogodzić. W końcu, każdy potrzebuje przyjaciela. Czułam się winna, że stanęłam między nimi, ale może tak musiało być...
Zaparkowaliśmy pod moim mieszkaniem. Gregor wziął moje walizki i udaliśmy się na górę. Otworzył mi drzwi, a ja od razu zobaczyłam nakryty stół i świeczki. No, no Schlierenzauer postarałeś się! Bez słowa podeszłam do niego i mocno przytuliłam. Poczułam jego perfumy i nie chciałam się "odkleić".
- Stęskniłem się wiesz?
- Nawet nie wiesz jak ja - zaśmiałam się nie odrywając się od bruneta.
- To może coś zjemy?
- Może później?
- Co masz na myśli? - spojrzał mi w oczy, a ja zbliżyłam moje usta do jego warg i zaczęłam całować. Na początku delikatnie, ale z czasem coraz namiętniej. Oddawał pocałunki, a ja rozpływałam się w jego objęciach. Przejechałam rękoma po jego torsie, które po chwili zatrzymał. Spojrzał na mnie.
- Najpierw coś zjemy, nie możesz być głodna - powiedział spokojnie i zaprowadził mnie do stołu.
Oh Greg! 
Posłusznie usiadłam na krześle, a on na przeciwko mnie. Dalej nie rozumiałam przemiany, jaka w nim zaszła. Widział, że nad czymś się zastanawiam.
- Dawno się nie widzieliśmy, dlatego chciałem z tobą spędzić więcej czasu.
- Kocham cię wiesz? - uścisnęłam jego dłoń.
- Ja ciebie bardziej.
Już nic nie powiedziałam, tylko się uśmiechnęłam, a skoczek zaczął podawać danie. Gregor był naprawdę urodzonym kucharzem, talent po mamie. Od razu przypomniała mi się wigilia.
- Co jest? - zauważył, że śmieje się do siebie.
- Nic, coś mi się przypomniało.
- Co takiego?
- Nasze święta - zaśmiałam się.
- Było cudownie, powinnaś zostać aktorką. Jeszcze tak daleko do następnych...
- Spędzimy je razem? - zapytałam.
Gregor ujął moją dłoń i uśmiechnął się ciepło.
- Obiecuję.
Odwzajemniłam uśmiech i zajęłam się jedzeniem. Brakowało mi go i cieszyłam się, że mogę spędzić z nim choć dzisiejszą noc. Na szczęście w następnym sezonie będzie mógł startować i będziemy mięli siebie na co dzień.
Po skończonej kolacji Gregor posprzątał, a ja zajęłam się wybieraniem filmów. Padło na komedię romantyczną i oboje położyliśmy się w sypialni. Niestety była tak nudna, że zasnęłam wtulona w skoczka, który odpłynął już na początku filmu.
___________________________________
Przepraszam za tak długą nieobecność, ale już jestem. Powiem wam, że to opowiadanie staje się już takie nudneeee.... Ale mam plany... Niestety musicie się troszkę pomęczyć z kilkoma słodkimi rozdziałami jeszcze przez chwilę.
KOMENTUJCIE MOTYWUJCIE!
Pozdrawiam Marysiaa :))